30 lat temu skradziono sekstaśmę Pameli Anderson. Aktorka nadal nie uporała się z traumą: "Do dziś jej nie widziałam"
Miała być tylko pamiątką z miesiąca miodowego. Zamiast tego trafiła do internetu i zmieniła życie Pameli Anderson i Tommy’ego Lee w niekończący się koszmar. Tak narodził się skandal, który zapoczątkował nową erę celebryckiego upokorzenia.
Z pozoru była to bajka rodem z Hollywood: ona, najgorętsza gwiazda telewizji, on, zbuntowany rockman o magnetycznej charyzmie. Gdy Pamela Anderson i Tommy Lee poznali się w sylwestra 1994 roku, wystarczyły cztery dni, by stanęli razem na ślubnym kobiercu na plaży w Meksyku. Ich związek od początku przyciągał uwagę mediów. Był pełen namiętności, ale także przemocy, o której Pamela odważy się mówić dopiero po latach.
Podczas miesiąca miodowego, który spędzili nad jeziorem Lake Mead w Arizonie, nagrali sekstaśmę. Materiał trwał 54 minuty, z czego tylko 8 minut stanowiły sceny zbliżeń. Reszta to fragmenty ich codzienności, zabawne momenty, intymność, której nigdy nie zamierzali pokazywać światu. Wszystko zmieniło się kilka miesięcy później.
Włamanie, wyciek i pierwsza seksafera ery internetu
Latem 1995 roku do posiadłości pary w Malibu włamał się Rand Gauthier, elektryk, z którym Lee popadł w konflikt. Według relacji muzyk miał grozić mu bronią i wyrzucić go bez zapłaty. Gauthier znał rozkład posiadłości i wyniósł sejf, w którym znajdowała się między innymi kaseta VHS z prywatnym nagraniem.
Gdy ją obejrzałem, wiedziałem, że mam wideo, które sprawia, że ma się "znaki dolara w oczach". Przez takie rzeczy ludzie bywali zabijani - skomentował Gauthier w rozmowie z magazynem "Rolling Stone" w 2014 r.
Taśma trafiła do byłego aktora porno Miltona Ingley’a, który przy wsparciu Internet Entertainment Group w 1997 roku zaczął ją sprzedawać w internecie. Rozpowszechniano ją pod tytułem "Pam & Tommy Lee: Stolen Honeymoon". W czasach, gdy internet dopiero się rozwijał, film szybko stał się jednym z pierwszych globalnych skandali online. "Variety" opublikowało nawet jego recenzję, traktując taśmę niemal jak pełnoprawną premierę filmową, co wielu odebrało jako przyzwolenie na naruszanie cudzej prywatności.
Para pozwała dystrybutorów. Pamela była w ciąży i nie chciała ciągnąć wyniszczającej batalii sądowej. Zdecydowali się na ugodę, która nie przewidywała żadnego odszkodowania. Mimo to taśma pozostała w obiegu.
Byliśmy nadzy niemal cały czas, nagrywaliśmy się nawzajem, wygłupialiśmy się, ale te taśmy nigdy nie były przeznaczone dla nikogo poza nami. Do dziś jej nie widziałam. To było bardzo bolesne - przyznała Anderson w wywiadzie dla "CBS Mornings" w 2023 roku.
Skandal, który wzmocnił legendę, ale złamał kobietę
Choć Pamela publicznie zmagała się z upokorzeniem i medialnym osądem, sekstaśma przyniosła jej jeszcze większą rozpoznawalność, idącą w parze z uprzedmiotowieniem. Odcinki "Słonecznego patrolu" z jej udziałem notowały rekordowe wyniki oglądalności. Jeden z nich miał niemal dwukrotnie większą widownię niż przeciętnie, a sama gwiazda, wbrew własnej woli, na kolejne dekady została obarczona etykietą seksbomby.
W 2022 roku Hulu wypuściło serial "Pam & Tommy", opowiadający o kulisach wycieku taśmy. Pamela nie została zaproszona do współpracy, a ponowne przypomnienie o tej historii uznała za siarczysty policzek i brak poszanowania dla jej przeżyć. Dopiero dzięki autobiograficznemu dokumentowi Netfliksa "Pamela: Historia miłosna" aktorka opowiedziała swoją wersję. Opisała utratę prywatności, przemoc, wstyd i długie milczenie. Po blisko trzech dekadach odzyskała narrację nad historią, która przez lata należała do wszystkich, tylko nie do niej.
ZOBACZ TAKŻE: Pamela Anderson w dokumencie opisuje, jak była molestowana seksualnie przez opiekunkę. "CHCIAŁAM JĄ ZABIĆ"
Wyparłam tę skradzioną taśmę ze swojego życia, żeby przetrwać. A teraz, kiedy wszystko znowu wraca, robi mi się niedobrze. Po raz pierwszy chcę przejąć kontrolę nad tą historią - mówiła w dokumencie "Pamela: Historia miłosna".