Himalaje absurdu w "Sądzie rodzinnym". Efekt? Powstała parodia showbizu, o którą nikt nie prosił, ale każdy potrzebował
Celebryckie spory, żądni wiedzy reporterzy i walka o wpływy w mediach - czyż to nie brzmi, jak typowy dzień w świecie show-biznesu? Z takiego założenia wyszli twórcy "Sądu rodzinnego", którzy stworzyli parodię tak jaskrawą, że aż daje po oczach.
"Sąd rodzinny" to kolejny z paradokumentalnych tworów, które usiłują naśladować otaczającą nas rzeczywistość. Scenariusz każdego odcinka można w sumie streścić w trzech punktach: ludzie się kłócą, coś nagle zmienia bieg sprawy i zapada wyrok. Nic, tylko puszczać sobie jako "hałas w tle" do obiadu. Co jednak, jeśli twórcy naczytali się Pudelka i zapragnęli "zainscenizować" konflikt dwóch celebrytek? Tu robi się ciekawie. A na pewno bardzo dziwnie.
"Sąd rodzinny" wspiął się na szczyt ironii. Nikt nie prosił, ale każdy potrzebował
Gwiazda A nie lubi się z gwiazdą B i zarzuca jej "krecią robotę", ta druga potem obsmarowuje pierwszą w kolorowym piśmie, a na imprezie dochodzi do ich przypadkowego spotkania. Brzmi, jak mokry sen tabloidów? Owszem - szczególnie że mówimy o odcinku wyemitowanym kilkanaście lat temu, a więc w szalonym dla showbizu czasie. Zapewne dlatego twórcy "Sądu rodzinnego" nie musieli się specjalnie przepracowywać. Ubarwcie to jeszcze w wyobraźni modą rodem z czasów, gdy królowały białe kozaczki i gotowe: macie historię Weroniki Starskiej (bo "star" to gwiazda, jakbyście nie wiedzieli) i jej rywalki, Aleksandry Maliniak.
Zapoznaj się z pełną treścią przy użyciu darmowego konta
Zaloguj się teraz, aby uzyskać nieograniczony dostęp do naszych ekskluzywnych artykułów, pogłębionych treści i eksperckich materiałów