Zainspirowany Dianą, ale daleki od jej odwagi? Książę Harry i jego symboliczny marsz bez konkretów
Książę Harry po raz kolejny wciela się w rolę współczesnego filantropa, odtwarzając gesty swojej matki na afrykańskim polu minowym. Wzruszające zdjęcia obiegły media, ale konkretów zabrakło. Sprawdzamy, co naprawdę wydarzyło się w Angoli i dlaczego ten występ budzi więcej pytań niż podziwu.
Kiedy niedawno książę Harry po raz kolejny pojawił się na polu minowym w Angoli, trudno było nie dostrzec analogii do wizyty jego matki sprzed prawie trzech dekad. Obraz syna idącego tą samą drogą, w niemal identycznych warunkach, od razu uruchomił emocjonalne skojarzenia. W brytyjskich mediach, między innymi w komentarzu opublikowanym w "Daily Mail", pojawiły się jednak głosy, że nie był to hołd, lecz starannie wyreżyserowany spektakl.
Wizyta miała silny ładunek symboliczny, ale zabrakło konkretów. Choć mąż Meghan Markle spotkał się z prezydentem Angoli i przedstawicielami The HALO Trust, nie ogłoszono żadnych nowych zobowiązań finansowych ani planów działań. Pojawiły się ogólne deklaracje o potrzebie kontynuowania współpracy, jednak nie podano ani terminów, ani kwot. Tymczasem problem min w Angoli nadal jest realny. Według danych międzynarodowych organizacji kraj wciąż ma ponad tysiąc niezabezpieczonych pól, a dziesiątki tysięcy osób zostało przez lata poszkodowanych.
Zamiast konkretnego wsparcia puste słowa i symboliczny marsz
Harry mówił o prawie dzieci do bezpieczeństwa i o tym, że żadne z nich nie powinno bać się drogi do szkoły. Tymczasem sam spacerował po terenie wcześniej oczyszczonym i zabezpieczonym, co jasno potwierdzają źródła obecne na miejscu. Choć nie był narażony na niebezpieczeństwo, narracja wokół wizyty sugerowała coś zupełnie innego. Symbolika górowała nad treścią.
Zapoznaj się z pełną treścią przy użyciu darmowego konta
Zaloguj się teraz, aby uzyskać nieograniczony dostęp do naszych ekskluzywnych artykułów, pogłębionych treści i eksperckich materiałów